Tomasz Potkaj Alicja Klenczon

Krzysztof Klenczon. Historia jednej znajomości

Wydawnictwo WAM 2017-06-14
Autor: Tomek Nowak
Ocena:

Historia warta poznania

Cóż do wiedzy o artyście opisanym na wskroś może wnieść kolejny wywiad? Ano może bardzo wiele, o ile rozmówcy mają coś do powiedzenia, są szczerzy i nie zamiatają brudów pod dywan, żeby poczuć się lepiej. Dzięki temu ze wspomnień Alicji „Bibi” Klenczon, wyłania się barwny, pełnokrwisty obraz jej męża Krzysztofa. Portret, o którym można powiedzieć „jak żywy", pomimo że odmalowuje go kochająca go kobieta. A może właśnie dlatego? 

Od samego Tomasz Potkaj traktuje Bibi poważnie. Zadaje pytania, docieka, a wątpliwości weryfikuje. Nie stawia przy tym własnych, sensacyjnych hipotez, nie ocenia, nie moralizuje. Przedstawia fakty i to czytelnik musi sam odpowiedzieć sobie na wiele rodzących się wątpliwości. A przede wszystkim zrozumieć, jak taka ocenę wysnuć niełatwo.

Na początek idzie temat najgorętszy – tragiczna śmierć Klenczona gdzieś, na amerykańskiej drodze i polski pogrzeb. Już tu widać, ze Potkaj nie będzie wyłącznie „przekaźnikiemˮ jedynej słusznej wersji zdarzeń. Nie będzie też dzielił włosa na czworo. Po prostu rzetelnie wykona swą pracę.

Potem, kiedy już emocje opadną, zaczyna się opowieść właściwa. Rozmowa toczy się o bardziej życiu, a mniej o twórczości. Alicja opowiada o sobie, związku z mężem, o wspólnych dziejach, o poznaniu, życiu – w Polsce i w USA.
Jest tu oczywiście i miejsce na wspominki o kapelach, znajomych artystach, piosenkach, bo to przecież część, a czasem nawet oś życia rodziny Klenczonów. Ale zawsze przez to wszystko przebija anonsowana w zapowiedzi „opowieść intymnaˮ,

Wpisując się w ten ton, całkiem sporo miejsca Potkaj poświęca samej Alicji – jej korzeniom i życiu „po Krzysztofieˮ, Te ważne przecież dla kontekstu całości szczegóły zwykle są gdzieś zbywane, krótko podsumowywane jednym zdaniem.

Przygniatające są natomiast wyrywki z obfitej korespondencji między Polską a USA. Po zwykle dość oględnych słowach opisujących relacje w rodzinie Krzysztofa, bezpośrednie słowa jego rodziców stanowią wstrząs.

Po nim jednak, tak samo jak po śmierci Krzysztofa, opowieść losach Bibi i jej dzieci toczy się dalej. Nadal pozostaje bardzo osobista. Mówi wiele o bardzo różnych ludziach, jakich Alicji przyszło spotkać na swej drodze.

I tak aż po spinającą całość puentę. Jest nią oczywiście osoba Krzysztofa we wspomnieniu chyba najsmutniejszym, przynajmniej dla fanów jego twórczości. Nie chodzi już o tę opowiedzianą już na początku śmierć, bo przecież duch Krzysztofa i jego piosenki wciąż żyją wśród nas. Chodzi o tęsknotę za tym, co bezpowrotnie utracone ‒ o rozmowę Klenczona z Sewerynem Krajewskim. Prywatną, znana jedynie z przekazu tego drugiego. Tak bardzo tragicznie niedokończoną…

Wydawało się, że po wielu publikacjach poświęconych Klenczonowi niewiele już da się do jego historii dołożyć. Że po lekturze monumentalnej biografii Dariusza Michalskiego „Krzysztof Klenczon, który przeszedł do historiiˮ wiemy już wszystko. Otóż nie!

Okraszone całą masą prywatnych zdjęć wspomnienia Alicji Klenczon nie są wcale jakimś „suplementemˮ czy „dodatkiemˮ. Są pełnoprawną historią opowiedzianą z innego, jakże niezwykłego punktu widzenia. Książka Tomasza Potkaja to najlepsze, co dziś Krzysztofowie Klenczonowi i jego fanom mogło się przydarzyć.